Sonet do profesora Adama Dziadka

 Sonet do profesora Adama Dziadka

 Motto:



Bardzo bym chciał,

aby wreszcie ktoś

zajął się w tym kraju

po prostu państwem.



prof. Adam Dziadek

 


 


 

 

Myśl nie długa, i gładko

toczy się... pieniążek – pardon!

Literą wielką, bo o profesorze.

Nie, abym uwłaczał, ale bo:

 

owoce! O nich mowa, nie

o uczonych skłonnościach.

Owoców chciałbym widzieć

kosze wypełnione, uśmiechniętych

 

ludzi, co je rześko noszą.

Dom ochędożony, miłe popołudnia

rozmowy szlachetne od skłonu po miesiąc.

 

Pięknie pisać wiersze, radość piękne czytać,

czy kto jeszcze szanuje? – Idzie pomruk gruby...

-----------------------------------------------------------

Wszak nie tym idzie, co wolni, wszak nie tym, co Wierzą.

 

 

 

 

 

 

 

Gdańsk, 18. 04. 2017



Sonet do profesora Adama Dziadka. Komentarz.

 

 

   Najprzód oczywista jest potrzeba przedstawienia adresata utworu. Zatem: profesor Adam Dziadek jest literaturoznawcą, specjalistą w dziedzinie teorii sonetu. I jest autorem myśli zawieszonej nad wierszem jako jego motto.

 

   Sonet, oczywiście w ścisłym znaczeniu wiersz ten sonetem nie jest, nie spełnia warunków kanonu, raczej zdaje się tylko nieco swoim wyglądem pod sonet podszywać. Co do urody, powiedziałbym niech będzie to może sonetina, ale: rzekliśmy sonet, niech i tak zostanie. Zwłaszcza, że przecież jednak ma swój rytm i nawet jakieś przygłosy rymów, czy ich jakby sugestie, czy prawie uchwytne zapowiedzi.

 

   Z tego duktu mowy jednak wiązanej, której radości zagraża jednak groźny pomruk – wyrywa się tylko wers ostatni i mocniej druga jego połowa – to oczywiste: słowa o wolności, i o wolności prawdziwej. Ratunek z nadciągającej zgrozy, ale i... rozstanie z naszymi radościami? Wolelibyśmy się ich trzymać – nie patrzeć tego, czego oko nie widziało?

 

   Początek wiersza to jakby ping-pong myśli, pozornie niezborny, z którego jednak wyłania się pakiet znaczeń, bo: pieniążek to mały pieniądz ale i słynny profesor Pieniążek. Szczepan Aleksander. Niestety, politycznie był zbłądził i w naukową popadł miczurinkę, ale też nazwano go królem polskich jabłek, człowiekiem, który sprawił, że owoce te możemy w Polsce jeść cały rok, a i dzielić się nimi ze światem. Nie bagatela.

 

   Razu pewnego profesor Pieniążek napisał: „Drzewo owocowe, czy to okryte kwiatem, czy uginające się pod ciężarem owoców, od zarania ludzkości stanowiło symbol piękna, dobra i bogactwa.”

Ach, dodajmy jeszcze: i te miody!

 

   Oczywiście przy tej poprawnej przecież wykładni owocowego drzewa, przywołajmy koniecznie pokosztowanie owocu drzewa wiadomości.

 

   A więc mowa o Prawdzie, mowa o owocach, o uprawie – czyli kulturze... Wreszcie: o pokrzepieniu, o dobrobycie i pieniądzach. Wreszcie też przecież o polityce, wystarczy wspomnieć problem polskich jabłek na kierunku wschodnim, co żywo przebiegł przez naszą niedawną historię.

 

   Myśl nie długa – a krótka bo nie jest trudno to pojąć, chodzi o owoce, o pokarm, życie i dobrobyt. Cieszmy się owocami lecz do nauki podchodźmy z rezerwą, uważnie patrzmy na skłonności uczonych, bądźmy czujni, nie dajmy się uprowadzić.

 

   Takich chciałbym widzieć: ludzi ucieszonych obfitością owoców, co przecież rozumiemy szerzej patrząc na motto – słowa profesora innej dziedziny. Odrzućmy ideologie – dbajmy razem o życie, dbajmy razem o nasz dom. Uprawa – kultura to dbanie o życie, pielęgnacja życia, stwarzanie jak najlepszych okoliczności.

 

   „Rozmowy szlachetne od skłonu po miesiąc” to pełne wieczory (od skłonu słońca po księżyc nocy), spędzane razem na bogatych rozmowach – tak obfitych jak rozmowa przez cały miesiąc (od przywitania się – skłonu). A więc rozmowy sycące, a nie marnowanie czasu na pustoty i bezsens. Rozmowy, których tak bardzo nam trzeba, w których krótkie chwile wieczoru uginają się od ciężaru owoców.